piątek, 16 października 2015

„Pokochaj siebie, to początek romansu na całe życie”


... więc pokochałam ... Czyli rzecz o tym, jak w 5 krokach zostałam swoją najlepszą przyjaciółką.


1. Przyszedł dzień gdy spojrzałam na siebie z boku, oceniłam jak obcą sobie osobę i … pozazdrościłam sobie, pozazdrościłam sobie tego co mam – nie materialnie, ale tego co mam w głowie, tego kogo mam przy sobie, tego, że sukcesywnie idę do przodu i małymi krokami realizuje to o czym marzę. Pozazdrościłam sobie tego gdzie teraz jestem, że z biegiem czasu i wraz z nabywanym doświadczeniem stałam się bardziej odważna, szczera i przede wszystkim żyjąca w zgodzie z własnymi przekonaniami.



2. Kompleksy urodowe, tak ważne swego czasu ustąpiły miejsca kompleksom umysłowo - umiejętnościowym. Dotarło, że kariera modelki Starszej Pani po 30 pisana raczej nie jest, więc zamiast ujędrniania tyłka postanowiłam przystąpić do ujędrniania umysłu (spokojnie, pośladków nie pozostawiłam zupełnie samym sobie;)).


3. Zaprzyjaźniłam się z najbliższymi, przestałam im nadskakiwać, matkować, niańczyć. Uznałam że są to na tyle duzi chłopcy (zwłaszcza ten najstarszy), że spokojnie poradzą sobie bez mojego stałego nadzoru, że korony z głów im nie spadną jak wystąpią w kreacjach z dnia poprzedniego, bo im mamusia nie popierze i nie poprasuje na zapas, że nie padną z głodu jak czasem na obiad zjedzą kanapki, zamówią pizzę czy posilą się w którymś z popularnych fast foodów, że może nie zaważy to na rozwoju najmłodszych gdy od czasu do czasu pooglądają mrożące krew w żyłach filmiki, których głównym wątkiem jest otwieranie jajek niespodzianek i oczekiwanie z niepokojem na to, cóż że się z tego jaja tym razem wykluje.


4. Nauczyłam się egoistycznie wykorzystywać każdy darowany mi czas wolny, a gdy czas wolny nie jest mi darowany dobrowolnie – skutecznie go egzekwować.


5. Odseparowałam się, albo przynajmniej ograniczyłam kontakty z ludźmi, którzy sprawiali, że stawałam się zołzą, którzy działali mi na nerwy samym swoim jestestwem … , którzy wysysali ze mnie energię – tę dobrą energię, ładując we mnie porządną dawkę wredoty ...


…. i przybiłam piątka z tą Starszą Panią po 30, mówiąc nieskromnie „Fajna z Ciebie babka, nie schrzań tego!”.

2 komentarze:

  1. I tak trzymać!
    Mi zajęło to trochę czasu ale i też doszłam do wniosku,że nie taka straszna i głupia ze mnie babka. Wciąż jeszcze z lekką paniką , której staram się nie pokazywać ale jednak daję więcej swobody swoim córką ( które nie są małe,ale ta matczyna troska...) z samolubnym założeniem,że jak pójdą do koleżanki to nic im się nie stanie a ja będę miała "wolne".Mam mega lenia ( w pewnym wieku mogę już mieć gorsze dni , w końcu już nie taka młoda jestem :P) to na obiad zaserwuję pizzę czy rybę z bułą.I doszłam do wniosku ,że jak czasem kupię sobie kosmetyk czy nowy ciuch to dzieci z tego powodu nie umrą z głodu,mąż goły chodzić nie będzie a dom się nie rozsypie :)

    OdpowiedzUsuń