niedziela, 4 października 2015

Gdzie dwóch się bije, a ... nikt nie korzysta

Mówili: „Dziecko powinno mieć rodzeństwo”. Zgadzam się, sama zaś jedynaczką nie jestem. Niby wiedziałam jak układały się siostrzane stosunki za młodu, ale … Czemu nikt mi tego do cholery nie przypomniał?!

 


W wyobraźni widziałam dwa słodkie bobasy, bawiące się ze sobą całe dnie, kochające się nad życie, pragnące spędzać ze sobą czas. ”Oj głupia ty. Głupia ty...” niczym Małgośka Rodowiczowej, że masz taką wybujałą wyobraźnię kobieto.

Mając oboje sporo strasze rodzeństwo, szliśmy z Panem Tatusiem tropem, że najlepiej by dzieci nie dzieliła duża różnica wieku (bo będzie ich więcej łączyło, będą niemal jak bliźniaki i inne tego typu brednie), więc machnęliśmy pierworodnemu towarzysza zaraz po pierwszych jego urodzinach.


Pierwszy raz lampka niepewności zapaliła się, gdy będąc już w ciąży tłumaczyłam Małemu, że w (bardzo szybko) rosnącym brzuchu mieszka jego brat. Ja opowiadałam, od podniósł mi koszulką (myślałam, że chce sprawdzić czy faktycznie ktoś tam jest), zbliżył usta do brzuszyska i … UGRYZŁ. O Matko Polko! Ja naiwna do końca wierzyłam, że planuje całować!

Gdy wróciliśmy z drugorodnym ze szpitala już jako oddzielne twory, Młody nie wyglądał na zadowolonego. Tęsknił za mamą, która zniknęła na ponad tydzień, a ona wraca z KIMŚ! Wraca z kimś, kogo wiecznie trzyma przy sobie! Jak on mnie wtedy znielubił! Za to tatuś miał pełne pole do popisu, bo synuś chciał być traktowany przez niego, jak „wróg” przez mamę.
Z biegiem czasu sytuacja wydawała się stabilizować. Tatuś wrócił do pracy bo urlopie tacierzyńskim, wypadło zatem spróbować żyć w zgodzie z tymi co w domu pozostali. W. młodszego brata raczej ignorował, bo i co robić z takim co tylko, śpi, je i wydala? Nadszedł jednak czas, że drugorodny stawał się coraz bardziej mobilny. Naturalnie, nie interesowały go grzechotki, zabawki „for baby” czy inne maty edukacyjne, oj nieee! On pragnął resoraków! Resoraków, będących własnością Pana W. i wtedy wszystko się zaczęło. To była iskra zapalna, która daje ognia do dziś.
Dziś nadal wyrywają sobie auta, niestety tłukąc się przy tym niemiłosiernie. Nic nie wskazywało na to, że ten słodki bobas, cichutki, uśmiechnięty, jakim wykluł się Pan Młodszy okaże się taki butny. Jego hobby to robienie starszemu bratu na złość, zabieranie mu wszystkiego i najlepiej szybkie wyrzucanie tego przez balkon, a gdy balkon zamknięty – wrzucanie za łóżko, byle tylko doprowadzić starszyznę do szału.

Najczęściej powtarzane zdania w naszym domu to: „Mama, nie lubię S.”, „Mama, S. zabiera”, „Mama, S. bije”.

Mama zaś czuje, jak zaczyna dołączać do zbuntowanego dwulatka i niemniej zbuntowanego czterolatka jako coraz bardziej zbuntowana trzydziestolatka, która często bliska jest tego, by wykrzyczeć „Ja was też nie lubię, idźcie w … byle daleko ode mnie” .
To nie jest łatwy czas, a zdając sobie sprawę, że będzie raczej nie lepiej, już mam chęć oddać ich do szkoły z internatem – najlepiej podstawowej ;).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz