środa, 2 września 2015

Słów kilka o łapaniu wielu srok za ogon ....

... i szybkim puszczaniu ich na wolność....



Teraz szerzej o moim słomianym zapale i niedoprowadzaniu niczego do końca.

Aż przykro się przyznać, ale tak kończy się prawie każde moje przedsięwzięcie. Począwszy od szkoły muzycznej w wieku młodzieńczym porzuconej tuż przed ukończeniem I stopnia, studiach filologicznych porzuconych znacznie szybciej bo już chyba w drugim czy trzecim miesiącu, nauce hiszpańskiego, kilkukrotnie podejmowanych próbach nauki języka angielskiego, kończąc na zwykłych ambitnych planach odchudzania, codziennej gimnastyki czy po prostu gruntownych porządków domowych, których się odechciewa zawsze gdzieś w połowie drogi.

Nie, nawet nie próbuję zrzucać winy na brak czasu czy inne niezależne ode mnie przyczyny, to chyba po prostu moja wrodzona cecha... Widocznie muszę mieć jakąś wadę w zalewie cech pozytywnych ;)

A jak jest u Was z realizacją planów, postanowień, modnych ostatnio wyzwań, zwał jak zwał...?

PS. Tak, mnie też ciekawi jaki los czeka moje blogowanie;)

2 komentarze:

  1. też mam słomiany zapał, doskonale Cię rozumiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Król ja to nawet nie zaczynam bo wiem , że nie skończę . Niewiem co gorsze ...:-)

    OdpowiedzUsuń