wtorek, 10 listopada 2015

Wychodzi matka na babskie zakupy ...

...czyli miało być fajnie, a wyszło jak zawsze ...



To miał być jej dzień; wysłała męża na film o kosmitach czy innych stworach, dzieci sprzedała dziadkom, a sama ... ruszyła na podbój galerii handlowej...


Już na wstępie zrobiło się przykro ... „One” wszystkie takie piękne, ich makijaże takie nienaganne, choć w zwykłych dżinsach wyglądały jakoś tak ... lepiej? Lepiej niż ona w swoich czarnych, choć już znacznie spranych, do tego posiepanych w kroku (efekt łączących się ud , shit!) nieśmiertelnych big starach, które jak inne posiadły zdolność mieszczenia nazbyt najedzonego brzucha bez konieczności rozpinania guzika.

Pomyślała "O nie!, dziś wymienię swoją garderobę i też będę na topie!". Miało być fajnie, a wyszło ... jak zawsze. Nie mogła ogarnąć rzeczywistości; wszystkie potencjalne konfekcyjne zdobycze przeliczała na ilość mleka, pieluch, ewentualnie prezenty na zbliżające się (o czym poinformowała Coca Cola czy inne Tesco) święta, spokoju nie dawała tez myśl, że przecież na allegro kupi może połowę taniej ...

Miała do dyspozycji 3 godziny mężowego seansu. Szwędała się po galerii jak kieszonkowiec, z tym, że nie wmieszała się w tłum, a chodziła niemal pod ścianą, gotowa przepraszać tych wszystkich "pięknych", że wchodzi im w drogę.
Nie mogła znaleźć nic co zwaliłoby ją z nóg, bo gdy znajdowała, cena na metce ograniczała ją w działaniu skutecznie (tak, okazało się, że gust ma niezły - taniochy do ręki nie bierze;)). Pomyślała "Masz na dniach urodziny, kup sobie chociaż prezent – marzyłaś o ładnym zegarku". Weszła do sklepu na "A", pooglądała i rzekła w myślach "Masz przecież zegarek w telefonie". Może chociaż drogeria? Kup sobie babo chociaż jakąś wodę toaletową!” Pochodziła, powąchała i doszła do wniosku, ze przecież i tak wszystko pachnie jej dotychczasowym zapachem, którego zapas nadal nosi w niezmienianej od dwóch lat torebce...

Po dwóch godzinach jakoś wewnętrznie poczuła, że Wielki Brat na pewno na nią patrzy i już dawno uznał ją za potencjalną "kradziejkę". Chodzi po sklepach, nic nie kupuje, wygląda słabo (mąż nie uświadomił jej, że się jej "wodoodporny" tusz rozmazał już w drodze, a misternie układane włosy wygadają tak jak bezpośrednio po umyciu (bo mu się zachciało środki komunikacji miejskiej testować właśnie w dniu gdy deszcz postanowił udowodnić, że jest częścią panującej od jakiegoś czasu pory roku); weszła więc do big stara, kupiła spodnie toćka w toćkę te same co na tyłku miała - ale bardziej czarne, jeszcze nie posiepane i na szczęście o rozmiar mniejsze (Jupi!) i poszła... Poszła pod kino sterczeć jak pajac czekając na męża i patrząc na mijające ją jeszcze piękniejsze, bo idące na randkę "One"....

5 komentarzy:

  1. Też tak czasami mam... zamiast zainwestować w siebie to myślę o wszystkich tylko nie o sobie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post :) tylko za duża czcionka. Chyba tak już mają matki :) że przeliczają na inne produkty ceny ciuchów. Ja jeszcze tego nie mam, bo nie mam dzieci. Ale tak szczerze to ja nie lubię sama szwędać się po galerii...nie ma do kogo się odezwać, spytać o radę itp. w wyborze. Zawsze lubię i tylko z mężem zakupy w galerii. Jeszcze niedawno też tak uważałam, że w galerii jest drogo i taniej na targu...za pół ceny. Ok, ale... materiał już szorstki, szew się przesuwa, natomiast ciuchy z galerii są bez zarzutu. Postanowiłam, że wolę dodać trochę i chodzić w tym ciuchu długo, latami-niż po roku wyrzucić. Tak jest u mnie póki co ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy post, dający do myślenia osobom w moim wieku( 16 lat). Już wiem czemu mama tak rzadko kupuje sobie ubrania...
    Ogólnie ładny design bloga, ale za duża czcionka.
    Pozdrawiam!

    http://tuczarniamotyli.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. ach no tak, bo jak na to tak patrzeć to w sumie mało co jest nam do życia potrzebne. Spójrz na to tak - minimalizm ;) i chyba robi się lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń