wtorek, 17 listopada 2015

Hormony (nie)szczęścia





Gdzie sprawiedliwość? Żeby uwolnić hormony szczęścia trzeba poćwiczyć, pobiegać czy przynajmniej zeżreć czekoladę, a ONE... ONE przychodzą same, nieproszone, wręcz niechciane, z cholerną comiesięczną częstotliwością...


Hormony nieszczęścia, o nich tu mowa. Ona doskonale wyczuwa kiedy ich obecność przejmuje kontrolę nad jej osobowością - Ona - baba hormonalnie rozchwiana. Nie dość, że zmieniają ją wizualnie pompując w nią "wodę" (tak, "woda" to ten skutek nadmiernego apetytu, który oczywiście też jest wynikiem owych nieszcześliwych hormonów), przyozdabiając twarz trądzikiem (bynajmniej nie młodzieńczym) to jeszcze rodzą wiedźmę.

Ona wie, kiedy TA wiedźma przez nią przemawia, ale nie potrafi jej zwalczyć, nie potrafi się jej przeciwstawić, nie umie w jej towarzystwie trzeźwo myśleć. Średnio co miesiąc planuje więc rozwód, bo mąż byle pierdołą (albo brakiem pierdoły) utwierdza ją w przekonaniu, że na pewno jej nie kocha, na pewno mu się nie podoba (nie oszukujmy się – patrzy w lustro, mimo, że stara się nie robić tego za często w TYCH dniach), na pewno nie jest z nią szczęśliwy (ona wie, że nie zniosłaby siebie w roli partnera). Co miesiąc, no góra co dwa rzuca pracę, do tego użala się nad sobą, że jest złą matką (no najlepszą wtedy raczej nie jest), złą córką, złym człowiekiem; drze się na wszystkich i o wszystko, płacze bez powodu (ale brak powodu to wytarczajacy powdó do płaczu), obraża się jak rozkapryszone dziecko. Ogólnie rzecz ujmując robi wszystko by zrazić do siebie całe otoczenie i wychodzi jej to wybornie.

Wie, że robi źle, wie że powinna panować ale ... coś nie wychodzi. Niby na prawym ramieniu siedzi aniołek i szepce do ucha: „To minie, nie jesteś sobą, panuj… kobieto panuj nad sobą!” (tak, na koniec krzyczy aniołek, bo wie, że szept do tej jadem przepełnionej osobowości nie trafi). Aniołek ów mimo subtelnego tupania nóżką siły przebicia w starciu z demonem z ramienia sąsiedzkiego nie ma żadnej. Wskazówki tego drugiego jawią się rozchwianej hormonalnie babie może nie tyle atrakcyjniejsze, co na tamten moment właściwsze.

Kończy się to wszystko szorowaniem piekarnika i innymi pracami porządkowymi, dającymi ujście złej energii (to ta dobra strona, bo z natury porządnicka nie jest więc chociaż raz na miesiąc ma zapewnione generalne sprzątanie), po czym tsunami przechodzi, wiedźma wsiada na miotłę i odlatuje, ale wróci ... zawsze wraca ...

9 komentarzy:

  1. A jakie się te hormony robią wredne i natarczywe w ciąży! I nawet nie można piekarnika wyszorować czy innych rzeczy, bo brzuch przeszkadza i jak tu dać ujście złej energii? Zresztą i tak za chwilę można się zacząć śmiać, albo i płakać na widok niezwykle wzruszającej reklamy płynu zmiękczającego tkaniny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja chyba w ciąży byłam bardziej "ogarnięta";) , a moze miałam po prostu wytłumaczenie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. taaa...skąd ja to znam :) celnie ujęte

    OdpowiedzUsuń
  4. Śmiałam się czytając ale to jest TAKIE prawdziwe! Dokładnie tak jest ze mną. Co miesiąc:D No i też jestem po 30 stce :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Poćwiczyć żeby wytworzyć hormony szczęścia? A żeby poćwiczyć zjeść czekoladę? Przecież ona sama sprawia, że wytwarzamy hormon szczescia. Po co ćwiczyć! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Poćwiczyć i zjeść czekoladę, dwie korzyści na raz :D

    OdpowiedzUsuń